Mój ulubiony letni outfit. W tle moja brzydka jak noc listopadowa kuchnia. Na pierwszym planie ja ciesząca michę na myśl o tym, że jej dni są policzone. You shall be destroyed kuchnio! I will put my easthetic rage upon thee!
Mój ulubiony letni outfit. W tle moja brzydka jak noc listopadowa kuchnia. Na pierwszym planie ja ciesząca michę na myśl o tym, że jej dni są policzone. You shall be destroyed kuchnio! I will put my easthetic rage upon thee!
Mój ulubiony letni outfit. W tle moja brzydka jak noc listopadowa kuchnia. Na pierwszym planie ja ciesząca michę na myśl o tym, że jej dni są policzone. You shall be destroyed kuchnio! I will put my easthetic rage upon thee!
– Fajny numer, właśnie se przypomniałam – z rana warto się rozciągnąć – przeżywanie świata całym ciałem jest o wiele bardziej ekscytujące niż samą głową – życie jest dziwne i trudne a jak tańczę to ta konstatacja topi się jak lód – może myślicie sobie, że jestem trochę dziwna, może nawet macie odrobinę racji, ale możecie być pewni, że jestem prawdziwa
Podczas którejś z tegorocznych około festiwalowych rozmów zorientowałam się, że moje bycie na @mff_nowehoryzonty właśnie osiągnęło pełnoletniość! Już 18-ty razy świętuję tutaj moją miłość do kina i nie zamierzam przestać. Listę wszystkich moich tegorocznych seansów z mikro-recenzjami wrzuciłam do wyróżnionych stories, na wypadek gdyby ktoś z Was też kochał tę – trochę mniej oczywistą, trochę mniej popularną, czasem bardzo wymagającą – odnogę X-muzy. Pleasure & Pain 4 ever. A na zdjęciu klasyczny międzyseansowy hangout.
No worries
No worries
No worries
Nie robiłam zdjęć kiedy nie chcieli jechać, nie chcieli wracać, nie chcieli jeść a za pół godziny byli tak głodni, że bliscy omdlenia. Nie nagrywam filmików jak się kłócą, szczypią, wyrywają sobie złamany patyk bo niespodziewanie stał się bezcennym artefaktem tylko dlatego, że to drugie go ma. Nie robię sobie selfie kiedy nie mam już siły, ani fotek mężowi kiedy jemu puszcza (na szczęście często na zmianę, inaczej byłby koniec). Albo jak piętnasty raz w ciągu dnia któreś z nas zmywa wyplute owoce albo wyjmuje zza kanapy połamane ciasteczka. Nie posiadam również pro tips jak codziennie znaleźć w sobie siłę, żeby znowu namawiać dzieci na wycieczkę, spacer, zdobycie jakiegoś szczytu (może to te dziwne krople, które przywiózł mi Filip z chińskiej dzielnicy Nowego Jorku, napisane mają „stress relief”. Już mi się niestety kończą xD). Wszystko ma ukryte koszta. Chciałam tylko, żebyście o tym pamiętali, kiedy powiem Wam, że krajobrazy tutaj zapierają mi dech w piersiach. Codziennie.
Nie robiłam zdjęć kiedy nie chcieli jechać, nie chcieli wracać, nie chcieli jeść a za pół godziny byli tak głodni, że bliscy omdlenia. Nie nagrywam filmików jak się kłócą, szczypią, wyrywają sobie złamany patyk bo niespodziewanie stał się bezcennym artefaktem tylko dlatego, że to drugie go ma. Nie robię sobie selfie kiedy nie mam już siły, ani fotek mężowi kiedy jemu puszcza (na szczęście często na zmianę, inaczej byłby koniec). Albo jak piętnasty raz w ciągu dnia któreś z nas zmywa wyplute owoce albo wyjmuje zza kanapy połamane ciasteczka. Nie posiadam również pro tips jak codziennie znaleźć w sobie siłę, żeby znowu namawiać dzieci na wycieczkę, spacer, zdobycie jakiegoś szczytu (może to te dziwne krople, które przywiózł mi Filip z chińskiej dzielnicy Nowego Jorku, napisane mają „stress relief”. Już mi się niestety kończą xD). Wszystko ma ukryte koszta. Chciałam tylko, żebyście o tym pamiętali, kiedy powiem Wam, że krajobrazy tutaj zapierają mi dech w piersiach. Codziennie.
Nie robiłam zdjęć kiedy nie chcieli jechać, nie chcieli wracać, nie chcieli jeść a za pół godziny byli tak głodni, że bliscy omdlenia. Nie nagrywam filmików jak się kłócą, szczypią, wyrywają sobie złamany patyk bo niespodziewanie stał się bezcennym artefaktem tylko dlatego, że to drugie go ma. Nie robię sobie selfie kiedy nie mam już siły, ani fotek mężowi kiedy jemu puszcza (na szczęście często na zmianę, inaczej byłby koniec). Albo jak piętnasty raz w ciągu dnia któreś z nas zmywa wyplute owoce albo wyjmuje zza kanapy połamane ciasteczka. Nie posiadam również pro tips jak codziennie znaleźć w sobie siłę, żeby znowu namawiać dzieci na wycieczkę, spacer, zdobycie jakiegoś szczytu (może to te dziwne krople, które przywiózł mi Filip z chińskiej dzielnicy Nowego Jorku, napisane mają „stress relief”. Już mi się niestety kończą xD). Wszystko ma ukryte koszta. Chciałam tylko, żebyście o tym pamiętali, kiedy powiem Wam, że krajobrazy tutaj zapierają mi dech w piersiach. Codziennie.
Nie robiłam zdjęć kiedy nie chcieli jechać, nie chcieli wracać, nie chcieli jeść a za pół godziny byli tak głodni, że bliscy omdlenia. Nie nagrywam filmików jak się kłócą, szczypią, wyrywają sobie złamany patyk bo niespodziewanie stał się bezcennym artefaktem tylko dlatego, że to drugie go ma. Nie robię sobie selfie kiedy nie mam już siły, ani fotek mężowi kiedy jemu puszcza (na szczęście często na zmianę, inaczej byłby koniec). Albo jak piętnasty raz w ciągu dnia któreś z nas zmywa wyplute owoce albo wyjmuje zza kanapy połamane ciasteczka. Nie posiadam również pro tips jak codziennie znaleźć w sobie siłę, żeby znowu namawiać dzieci na wycieczkę, spacer, zdobycie jakiegoś szczytu (może to te dziwne krople, które przywiózł mi Filip z chińskiej dzielnicy Nowego Jorku, napisane mają „stress relief”. Już mi się niestety kończą xD). Wszystko ma ukryte koszta. Chciałam tylko, żebyście o tym pamiętali, kiedy powiem Wam, że krajobrazy tutaj zapierają mi dech w piersiach. Codziennie.
Przesyłam kontener wdzięczności i miłości wszystkim osobom, które potrafią uśpić moje dzieci i przez wszystkie te lata pozwalały i pozwalają mi raz na jakiś czas wyjść z domu i się niczym nie przejmować. Bez Was umarłaby część mnie. A tak to żyje i produkuje energię. Bo to ta część z agregatem prądotwórczym 😉 Następnym razem jak będziecie żegnać nas w drzwiach pomyślcie sobie, że jesteście Panem Kleksem, a ja właśnie dostałam od Was piegi!
Przesyłam kontener wdzięczności i miłości wszystkim osobom, które potrafią uśpić moje dzieci i przez wszystkie te lata pozwalały i pozwalają mi raz na jakiś czas wyjść z domu i się niczym nie przejmować. Bez Was umarłaby część mnie. A tak to żyje i produkuje energię. Bo to ta część z agregatem prądotwórczym 😉 Następnym razem jak będziecie żegnać nas w drzwiach pomyślcie sobie, że jesteście Panem Kleksem, a ja właśnie dostałam od Was piegi!
Już się nie mogę doczekać wakacji, chociaż mogą okazać się pewnym wyzwaniem… Będziemy na czasowym wygnaniu z własnej chaty, bo robimy totalny remont kuchni, a poza tym lecimy… Za koło podbiegunowe. Ha ha. Po co ma być łatwo jak może być trudno co nie? 🤠 A to foto z wakacji zeszłorocznych zrobione przez @nat.patat 💚